Kiedy warto zapłacić, żeby pracować?

Rynek pracy - nierówność między pracownikiem i pracodawcą

Na pierwszy rzut oka brzmi to absurdalnie: płacić, żeby pracować? Albo poświęcać czas bez żadnego wynagrodzenia? To wizja, która może budzić śmiech, irytację lub podejrzenia o wyzysk. A jednak – w branżach kreatywnych takie układy nie tylko istnieją, ale czasem mają sens. Pytanie brzmi: kiedy warto się na to zgodzić, a kiedy powiedzieć "stop"?

Historie z mchu i paproci

Na początku swojej zawodowej drogi pracowałem w jednej z dużych stacji telewizyjnych. Były to moje pierwsze kroki w branży – mając zerowe doświadczenie zacząłem od bezpłatnego, trzytygodniowego stażu. Już pierwszego dnia rozwaliłem program w porannym paśmie. Zebrałem reprymendę, zaliczyłem ogromny wstyd... ale zostałem. Nie z powodu talentu, czy nabytych umiejętności – tylko dlatego, że brakowało rąk do pracy, nawet tych niedoświadczonych.

Jakiś czas później stacja wprowadziła nowy pomysł: staże za opłatą. Pomysł wzbudzał śmiech, ironiczne komentarze – ale... studio zapełniło się kandydatami gotowymi niemało zapłacić za samą możliwość wejścia do branży. Dla nas, pracowników, byli często obciążeniem: niedoświadczeni, zagubieni, wymagający opieki. Ale dla nich była to realna inwestycja. Wracali do lokalnych redakcji z mocnym wpisem w CV i unikalnym doświadczeniem, którego nie dało się zdobyć na uczelni ani w prowincjonalnej gazecie.

Staż, praktyki, pro bono – kto komu płaci?

W kreatywnych zawodach początki bywają trudne. Możesz mieć świetne wyczucie estetyki, intuicję wizualną, pasję… ale bez konkretnego portfolio nikt nie da Ci poważnego zlecenia. A bez zleceń – nie zbudujesz portfolio. Błędne koło.

Wyjściem są często projekty realizowane „na start”: bez wynagrodzenia, w ramach stażu, czasem wręcz dofinansowywane przez samego twórcę. To może być:

  • udział w produkcji w zamian za „kredyty” i materiał do portfolio,

  • kilkumiesięczny staż w renomowanej firmie bez pensji,

  • praca pro bono dla organizacji społecznej lub artysty, którego cenisz.

Niektóre renomowane pracownie architektoniczne czy agencje kreatywne nie płacą stażystom latami. Czy to uczciwe? Niekoniecznie. Ale dla wielu młodych twórców nawet kilka miesięcy w Londynie czy Kopenhadze może być cenniejsze niż dyplom. I kosztować podobnie.

Gdzie kończy się inwestycja, a zaczyna wyzysk?

Zgoda na „nieopłacalny” projekt może być mądra, jeśli masz pewność, że zyskasz coś wartościowego:

  • konkretne umiejętności,

  • dostęp do narzędzi lub środowiska, którego nie miałbyś gdzie indziej,

  • mentora, który naprawdę coś Ci pokaże,

  • mocny case w portfolio.

Ale jeśli jedynym zyskiem ma być „perspektywa pracy w przyszłości” albo „może coś się z tego urodzi” – warto się zastanowić. Brzmi jak gruszki na wierzbie. Zwłaszcza jeśli pracodawca nie oferuje niczego poza swoim entuzjazmem.

Nie mówimy o szarlatanach, którzy żerują na naiwności. Mówimy o tym, że w relacji zawodowej zawsze trzeba uczciwie ważyć bilans korzyści. Czas to też waluta. Jeśli inwestujesz – oczekuj zwrotu, oczekuj jasnych zasad.

Co z tego wynika?

W świecie kreatywnym portfolio to waluta, a doświadczenie – inwestycja. Ale:

  • nie każde bezpłatne zlecenie to zło,

  • nie każde płatne szkolenie to droga do sukcesu,

  • i nie każda oferta „dla Twojego dobra” jest warta rozważenia.

Zawsze pytaj: co z tego będę mieć? A jeśli odpowiedź jest jasna, mierzalna i wiarygodna – może warto. Ale jeśli nie… to pamiętaj, że w zdrowym układzie to pracodawca płaci pracownikowi. Nie odwrotnie.


Maciej Przemysław Wróbel

Prezes Zarządu Grain Films. Twórca zawodowy.

Next
Next

Murarz vs architekt. O roli producenta treści.